czwartek, 10 lutego 2011

Nie wiem od czego zacząć, chyba znowu mam potrzebe napisania tu kilku moich myśli. Dzisiejsza rumba. Rumba. Moja ukochana, najukochańsza rumba, która zawsze sprawiała, że czułam się dowartościowana, kobieca, i przywoływała najmilsze myśli... dzisiaj sprawiła, że miałam ochotę się popłakać. Mając sobie wyobrazić jakiś ideał. Kurwa no. nie ma ideałów, nie mogę sobie wyobrazić najprzystojniejszego, bo go nie potrzebuje. Nie potrzebuję uwodzić w rumbie najprzystojniejszego, tylko takiego, który mnie pokocha mimo tego, że sama nie jestem najpiękniejsza. Rumbo.! Doprowadziłaś mnie do szału, do wewnętrznego płaczu.
Magda dzisiaj tyle gadała o tyym psychicznym zmęczeniu, zjechałam Ją, wcale tego nie chcąc, skoczyło mi ciśnienie z głupoty. Bo uświadomiła mi, że chyba to ja tak naprawde jestem psychicznie zmęczona, że mam wielki chaos w głowie, że chciała bym pomóc rodzicom, że chciała bym mieć lepsze oceny, że chciała bym coś osiągnąć, że chciałabym choć w jednej dziedzinie być dobra, a tak na prawdę czuję się bardzo bezradna. Bo wchodzę do cichego, pustego domu mimo rodziców którzy tu są, on jest pusty nie pod względem ilości osób, tylko głębszych uczuć, których potrzebuję do pomocy w sterowaniu moim życiem.

Jutro ruszę historię, przyjedzie Edyta (<3), potem próba z Panią Anitą i próbowanie ogarnięcia tego chaosu.
W sobotę salsa.







Albo masz siłę w nogach, i przeskoczysz mur, albo w rękach i przejdziesz mur przekopując się pod nim, albo użyjesz głowy, i głową przebijesz mur, albo użyjesz inteligencji i postawisz sobie drabine.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz